Pierwsza część dwugłosu na temat naszego turnieju Legen — wait for it... — dary, w którym graliśmy taliami opartymi na legendach za trzy z ostatniego cyklu bitewnego. Dziś głos oddaje zwycięzcy turnieju - Maćkowi Melomanowi Strychalskiemu.
Jak tylko padł pomysł zorganizowania turnieju na legendach o koszcie
trzy, w głowie roiło mi się od pomysłów talii opartych na Wurrzagu,
Alith Anar i Crone Hellebron. Zapewne zagrałbym którąś z wyżej
wymienionych ale Jimmy nie dał mi wyboru. Rzucił mi wyzwanie abym zagrał
Sigvaldem. Od razu zacząłem kombinować ale szedłem w złą stronę, co
uświadomił mi Siddin, który na testach dokopał mi jakieś 4:1. Dodatkowo
zrozumiałem, że bez Sorcererów of Tzeentch nie warto wychodzić w szranki
z kimkolwiek. Po kolejnych dniach dogłębnych analiz kart chaosu,
przypomniała mi się opcja niekończącej się Plague Bomb. No więc
postawiłem na najbardziej demoniczne ze wszystkich możliwych stworzeń
świata Warhammera. Wypełniłem Straszliwą przysługę i stworzyłem talię.
Na sucho wszystko działało jak należy. Nadszedł testowy pojedynek ze
Strusiem (jedyne testy tej talii), który udało się wygrać. Do turnieju
było coraz bliżej, a ja nie miałem z kim testować talii, więc siedziałem
i ustawiałem „pasjansa” przy odpowiednio okultystycznej muzyce.
Nadszedł dzień turnieju. Zrezygnowany udałem się do iławskiego Mopsika, w
którym miała odbyć się rywalizacja, obwieszczając tu i tam, że dziś
jestem statystą. Trzeba jeszcze dodać, iż zaskoczyła mnie frekwencja,
można rzec parszywa dwunastka. Ale do rzeczy:
Pierwsza runda. 2:0 Unclean ORC
Żeby tradycji stało się zadość nikt inny ale Unclean został moim
pierwszym przeciwnikiem. Przed grą poinformowałem rywala, że najbardziej
boję się Orków, którymi zdecydował się grać. Nie odczułem strasznych
konsekwencji Troll Vomit, więc nie było większych problemów. Moja talia
była ustawiona pod bardzo mocną kontrolę, której pomogła słaba ręka
przeciwnika w obu grach. Raiding Camps od samego początku starć
załatwiło sprawę. Ciut bardziej pewny wyruszyłem na kolejną bitwę.
Druga runda. 2:0 Struś HE
Trafiłem na Strusia, który zasypał DE Kyriona straszną ilością
indirectów. Do stołu usiadłem z przeświadczeniem, że jeśli przeciwnikowi
podejdzie dobra ręka, to będę bez szans. I tak właśnie się zaczęło.
Lothern Sea Masters od samego początku napierali wspierani Outpost of
Tiranoc. Partię skończyliśmy przy ośmiu obrażeniach na moim Queście i
Kingdomie i siedmiu w Battlefieldzie. Deck się się rozpływał ale na
szczęście dobrałem UTSa i skończyłem sprawę. To była chyba jedyna gra
turnieju, w której nie dane mi było wystawić legendy. Druga partia
odbyła się już bez zbędnego dramatu. Kontrola znów dała o sobie znać.
Tutaj trzeba zaznaczyć brawa dla Strusia, który podjął wyzwanie gry na
Alith Anar.
Trzecia runda. 2:0 Klonik DE
Dark elfów nie bałem
się i zgodnie z oczekiwaniami dałem radę. Drobny blef dotyczący mojej
talii i w czwartej turze przeciwnik traci pięć supportów z jednego
Grabienia. Druga gra odbyła się już inaczej. Od samego początku Klonik
zaczął discard. Ale szybka kontra i dobierał tylko Barbed Snares, a ja
rozbudowałem swoje królestwo i wezwałem demony z piekielnych czeluści.
Już straciłem początkową niepewność.
Czwarta runda. 2:1 DarkBlue IMP
Darkblue, czyli jedyna dziewczyna na iławskich turniejach, zawsze
sprawia mi problemy. I tym razem dała radę. Pierwsza gra totalnie mnie
zniszczyła, nawet nie korzystając z Vereny. W momencie gdy zaczęła się
druga miałem pewność, że nie odbiegnie daleko od pierwszej. W drugiej i
piątej turze zostałem osądzony. Wszystko wskazywało na porażkę ale
Sigvald Wspaniały został w polu gry i sam ją wygrał (no może przy małej
pomocy Necrodomo's Prophecy). Trzecia gra. Nadzieja na wygraną wróciła.
Kilka dobrych zagrań z mojej strony i Baltazar pokłonił się przed potęgą
chaosu! (uff)
Piąta runda. 2:1 Barry13 ORC
Przed tą rundą razem
z Barrym błagaliśmy mrocznych bogów chaosu oraz Gorka i Morka abyśmy
nie musieli ze sobą grać. Niestety los chciał byśmy znów spotkali się na
polu bitwy. Idąc do stołu żartowaliśmy, że trzeba wpisać dwa zero dla
Barrego (i iść na bilard) co nam obu pasowało. Już miałem dość gry tego
dnia. W pierwszej partii zgodnie z oczekiwaniami zostałem rozniesiony. W
drugiej sytuacja kompletnie się odwróciła i to Barry musiał lizać rany.
W decydującym starciu, obaj głodni wygranej, walczyliśmy do samego
końca. Grę znów wygrał UTS (1 w decku!), o którym Barry nie pomyślał i
zostawił mi na stole lojalkę w postaci Horrific Favoura, a na rękę w
jednej karcie dobrałem Fledgling Chaos Spawna, który posłużył jako
trzeci symbol chaosu. Wurrzag upadł przed potęgą konkurenta i jego
demonicznych przyjaciół. Co wzbudziło moje zdziwienie ale również
szacunek dla niedocenianej legendy jaką jest Sigvald the Magnificent.
Turniej się skończył, ja odetchnąłem z ulgą, nieziemsko zadowolony z
dokonań tej niekonwencjonalnej talii. Przyszedł czas wyboru nagrody, w
postaci legendarnych kart stolic! Aby uhonorować dokonania Sigvalda
wybrałem stolicę IMP/CHA. Do graczy, którzy czytają ten artykuł
chciałbym jeszcze dodać: do zobaczenia w Bydgoszczy.
Meloman
Link do zwycięzkiej talii Melomana na Sigvaldzie:
http://deckbox.org/sets/402147
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz