czwartek, 20 kwietnia 2017

K10



     Nowy cykl wpisów blogowych z okazji rocznicy rozpoczęcia przygody z grami fabularnymi. Nastąpiło to 16 maja 1994 roku, czyli 23 lata temu. Moje początki z rpg opiszę kiedy indziej dziś skupię się na jednaj z najważniejszych części tego hobby czyli kostce k10. Podstawowa kość w większości systemów rpg a wówczas nie można było się bez niej obejść.
     Pierwszą k10 w kolorze czarnym mieliśmy z gry planszowej Robin Hood. Szczęśliwym trafem leżała ona u mnie choć nie była to moja gra. Graliśmy kiedyś u mnie i po grze została a potem ani właściciel nie zgłosił się po nią ani ja mu jej nie oddałem. A daleko do siebie nie mieliśmy bo mieszkaliśmy razem w jednym bloku. Gra razem z kostką oczywiście wróciła w późniejszym czasie do niego jak już nabyłem swój egzemplarz kostki.
     W początkowym okresie starczała nam jedna kostka choć mieliśmy z nią też przygody jak wpadła nam do kratki ściekowej, na szczęście udało się ją uratować. Jednak gdy zaczęliśmy częściej grywać i to na dwóch mistrzów gry to zaczęło nam brakować drugiej, gdy jedna została u MG który akurat nie mógł grać to i reszta nie mogła grać u drugiego mistrza gry bez kostki.
     Okazja do nabycia kostki nadarzyła się gdy drugi mistrz gry w czerwcu miał wyjechać z klasą na wycieczkę do Warszawy. Z ogłoszeń publikowanych w "Magii i Mieczu" wiedzieliśmy, że znajduje się tam sklep z rpg i co najważniejsze w swojej ofercie posiada kości do gry. Był to sklep "U Izy" na ulicy Wilczej. Trzy lata wcześniej w podstawówce ja byłem na wycieczce w Warszawie na której zaopatrzyłem się w przewodnik po Warszawie razem z mapą. Były tam rozpisane nawet linie autobusowe i tramwajowe.
    W dzień przed wyjazdem siedliśmy całą ekipą erpegową z mapą i opracowaliśmy plan jak nasz kolega ma się dostać do tego sklepu i wrócić do wycieczki w jak najkrótszym czasie. Już nie pamiętam co to była za atrakcja turystyczna ale z jednej musiał urwać się i wsiąść najpierw w tramwaj. Potem przesiadka w autobus i już był w raju, czyli w sklepie z grami fabularnymi. Okazało się, że więcej tam było gier figurkowych, planszowych niż podręczników rpg. A jeśli już były to w języku angielskim. Angielskiego nikt z nas aż tak dobrze nie znał, w tym czasie wciąż podstawowym językiem obcym w szkołach była nauka rosyjskiego. W sumie to był czerwiec 1994 roku. Na szczęście było tam to czego najbardziej potrzebowaliśmy. Kolega kupił JEDNĄ kostkę, tylko na tyle było go stać. I szczęśliwie zanim ktoś się zorientował zdążył wrócić do wycieczki klasowej.
     Mieliśmy druga kostkę! Tym razem w kolorze czerwonym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz